25 stycznia 2020.
..i głosem Czubówny ’..dzień w którym nieświadomy niczego inwestor jeszcze się cieszył i nie zdawał sobie sprawy..’. Tego dnia, już z kluczami, po całym chlewie związanym z zakupem, dogadywaniem się, ustalaniem, wycofywaniem i ’..może jednak się uda..’ ostatecznie zamówiliśmy pierwszy transport. Cegiełki przyjechały. Raptem 3 palety, tyle że jedna cegiełka to 22 kg, a trzeba to było wtargać do garażu żeby nóg nie dostało. Okolica spokojna, ale ciągle obca, nigdy człowiek nie wie.. także w sumie chyba ~4 tony pustaczków wtargaliśmy z żoną do garażu.
Dom to bliźniak, mamy lewą / południową połówkę. Zgadując, wyglądało że dwa małżeństwa które go zaczęły budować żeby w nim wspólnie zamieszkać, już w trakcie budowy zmieniły zdanie i dokończyły budowę tylko na tyle żeby całość sprzedać. Z zewnątrz wygląda nieźle, w środku beton z cegłą, i dodatkowym felerem – ściana oddzielająca obie połówki bliźniaka nie jest doprowadzona pod sam dach. Pustaczki przyjechały żeby uzupełnić brakującą ścianę, oczywiście tylko po naszej stronie (koszt, inwestor biedny jest..). Ostatecznie nabywcy drugiej połówki także uzupełnili swoją ścianę, także – przynajmniej w tej części – jesteśmy zgodni w projektem.
Jako inwestorzy z tych ubogich nie braliśmy murarzy z rynku, ale ścianę podnieśliśmy własnymi siłami. Było to mniej więcej 2,5 tony pustaków wniesionych z parteru na pierwsze piętru i dalej, sztuka po sztuce, po drabinie kupionej po taniości z Jula’i, zlepianych, w temperaturach bliskich zera (zimno było jak ..uj) zaprawą z dodatkami antyzamarzającymi mieszaną w wiaderku po farbie mieszadłem zrobionym z supermarketowej wiertary. Polak potrafi. W każdym razie po kilku dniach pracy wieczorami, kosztem materiałów jak wyżej, potłuczonych paluchów, obolałych pleców i ogólnego ’..ale ja stary jestem..!’, ścianka w końcu odgrodziła nas od bliźniaka sąsiadów. Poza poczuciem 'to jest moje prywatne’ 🙂 było to ważne dodatkowo – druga połowa miała wyłamane okno balkonowe, i de facto każdy mógł sobie zrobić imprezkę nie tylko u sąsiadów, ale także u nas.. Widok nietrzeźwego włamywacza przenikającego przez wyłamany balkon sąsiadów, niezabezpieczoną klatkę schodową na piętro i po ścianie na strych po to żeby mi zwinąć ukochany młotek po dziadku podsuwany przez wyobraźnię był paraliżujący.. 🙂 Durne, głupie, i trącające o psychiatrię, ale dopiero od tego momentu zacząłem zwozić i z mniejszym strachem zostawiać w domu narzędzia.