8 luty 2020
Działka jest nieziemska. Zawsze chciałem, podobnie jak Kamila, mieć nie tylko dom, ale też kawałek (spory) działki. I znów, to tak jak z dziećmi – dopóki człowiek nie ma.. 🙂 .
Na działce mamy m.in. dwa zarąbiste dęby. Mój tata jest z wykształcenia leśnikiem, zdziwił się że rosną nieco dziwnie. Gość od wykopków (nieco później), też pracujący przy wycince aż podszedł obejrzeć bo patrząc z daleka nie dowierzał że to dęby. Drzewa super, miejsce na działce idealne pod kątem cienia w lecie, ale.. sąsiad ich chyba nie kocha. Pierwsze pytanie jak się poznaliśmy było ’..kiedy Pan je wytnie..’, i nieco smutku kiedy Serwański się zdumiał czemu. 'Paanie, one tylko liście i żołędzie, sam kłopot..!’, no ale nie, zostają i tyle. Ale..! wyjaśniło się też czemu tak dziwnie one tego – otóż rosną blisko granicy z rzeczonym sąsiadem. sąsiad, mając dość liści i żołędzi, regularnie podcinał to co do niego wyłaziło nad linią działki, w efekcie drzewa są nieco płaskie od południa, a dosyć rozstrzelone od północy. Drzewa, cięte z boku, uciekały – jak zrozumiałem – w górę, stąd teraz mamy jedyne w okolicy dęby wysokie zamiast dębów krępych (na obrazku z wykopkami pod rozprowadzenie drenu kanalizacji, ale jak już człowiek oderwie oczy od dziury w ziemi, zobaczy też roślinki w oddali) 🙂 .
Jeszcze jedno drzewo które rosło, również przy granicy, ale znacznie bliżej domu (na obrazku wyżej już go nie ma) nie zidentyfikowałem, było już po prostu suche. Tata okiem fachowca ocenił że podtrute (nacięcia na pniu tuż nad ziemią), i że trzeba je wyrżnąć (przy wiatrach uderzało gałęziami w dachówki. Pełen złych przeczuć, karmiony informacjami z forów internetowych, przez dłuższą chwile rozważałem czy rżnąć na dziko, czy jednak prawilnie..
Kary za samowolne wycięcie są nieziemskie. Procedura zalegalizowania wycinki z kolei potrafi trwać miesiącami. Maleńkie światełko to stan drzewa (suche), i zagrożenie (pochyłe, działka, dzieci, dom, drzewo-morderca i drzewo-niszczyciel). Rozważywszy za i przeciw, wykręciłem numer, odebrała jakaś kobieta. Prosząco-defensywnie zacząłem wyjaśniać ryzyko że drzewo napadnie mi dzieci i dlatego.. Po dłuższej chwili wyjaśnień, kobieta zeznała że może podjechać do mnie za miesiąc i oceni czy można wyrżnąć czy nie. 'Za mieeesiąaac?.. Bo wie Pani, w dach mi napier*la..’. 'Dobrze, będę po pracy; będzie Pan po 15-tej?’.
Przyjechała, 234 sekundy to trwało, potwierdziła że suche, zrobiła zdjęcie, powiedziała żeby rżnąc. Nieśmiało zapytałem o jakieś potwierdzenie, 'nic nie trzeba, jak by sąsiedzi skarżyli że samowolnie to skarga i tak trafi do mnie..’. Tak też my z ojcem przystąpili do wyżynania..
Jak sobie, drogi czytelniku, wyobrazisz że drzewo pochylone tak ze 30 stopni w stronę domu, jakieś 15 metrów wysokie, napadło dwóch amatorów z siekierką po dziadku, ogrodową pilarką do gałęzi z supermarktu i zwojami lin i bloków żeglarskich, to od razu pojmiesz ze łatwo nie było. Pilarka wytrzymała do drugiej gałęzi (szajs, okazało się, miał plastikowe trybiki napędzające łańcuch tnący), obie piły ręczne przestały współpracować dosyć szybko stępione do cna, w końcu po kilku godzinach urżnęlimy górną połowę drzewa, nie rujnując przy okazji ani naszego dachu, ani płotu sąsiada.
Ueani po pachy, wyelimowawszy zagrożenie dla dachu, zrobilimy sobie chwile przerwy. Okazało się że drugi sąsiad miał ubaw – od dłuższego czasu obserwował i słuchał. Jak zobaczył że kino się zamyka to się człowiek zlitował, przytruchtał. przytargał pilarkę spalinową. Pomogę mówi, odpala narzędzie, zawarczało, pierdnęło spaliną, no pełna profeska. Na drabinę wlazł, podnosi narzędzie i.. narzędzie gaśnie. Opuszcza, odpala, podnosi, ono gasnie. Opuszcza, odpala, podnosi, gaśnie. Opuszcza, odpala, podnosi, gaśnie. Opuszcza, odpala, podnosi, gaśnie. Człowiek mimo woli szczękę opuszcza na ziemię, patrzymy z ojcem po sobie i na sąsiada, i co chwila w myśli 'zgaśnie?..’. Ciągle gasła. Sąsiad z lekka zmieszany, wymamrotał że sprawdzi, zobaczy i potruchtał nazad do siebie. Triumfująca szydera nadal szyderczo stała skosem, aczkolwiek skoro już w dach nie napier*ła.. Uznalimy z ojcem że fajrant, i jak pilarka wróci z naprawy to będzie wersja 2.0 i zrobimy jej ze skosu jesień średniowiecza.
Wersja 2.0 się długo szykowała. Tak ja nie cisnąłem, tak chyba tata też się nie palił (to jednak mordęga była), aż po jakichś dwóch tygodniach z dumą mówi że nabył solidne narzędzie, tym razem nie do gałązek a faktycznie potężną pilarkę do drzewa. Zaopatrzeni w nową zabawę dziarskim krokiem wparowaliśmy na działeczkę i.. rozczarowanie. Znacie to uczucie, nowy rower a to od dwóch tygodni pada. Albo nowa kiecka, a wprowadzili kwarantannę. No albo podchodzicie do połowy suchara z nową pilarką żeby mu pokazać kto tu rządzi a suchara nie ma.
Okazało się że sąsiad, zmusiwszy swoje narzędzie do współpracy, przeniknął na naszą działkę któregoś wieczora i pokazał sucharowi kto tu rządzi. Słowa nie powiedział, nie oczekiwał żadnego dziękuję, ino przyszedł i uziemił. Fajnie mieć sąsiadów 🙂 aczkolwiek pewne uczucie niedosytu pozostało. Nowa pilarka taty do dziś leży w kartonie, ani razu nie użyta. 🙂